środa, 7 listopada 2018

zmęczenie...

Dopada nas wszystkich, małych i dużych. Pobudka o 6 z groszami, kwadrans po 7 bieg na dworzec, żeby zdążyć na jedyny pociąg, którym mamy szansę dojechać tak, żeby dotrzeć do szkoły na 8 rano.
Powrót o 17, 18 do domu, lekcje, ćwiczenia, kolacja i spać. I tak w kółko...
Ja nie wyrabiam na zakrętach, co dopiero te małe żelki. Chodzą z oczkami podkrążonymi, choć snu im nie brakuje (20.30, najpóźniej 21 już śpią), to jednak takie tempo, taka ilość czasu poza domem wykańcza.
I nawet nie mają zbyt dużo zajęć poza lekcyjnych! Iga tylko w poniedziałki do 17.30 ma tańce a w piątki do 17 francuski, w w środku tygodnia lekcje i zajęcia kończy przed 14. Ale zanim ją odbierzemy, zanim Nina skończy swoje zajęcia, to wracamy wszyscy do domu straszliwie późno.
A Nina... No cóż, zajęć ma trochę więcej, ale większość to zajęcia organizowane przez szkołę, głównie te muzyczne. Nie wiem, doprawdy, jak ten czas poza domem ograniczyć.
Pozostaje odpoczywanie w weekendy. Musimy ograniczyć wyjazdy i ilość imprez, żeby dzieciaki mogły po prostu spokojnie sobie pobyć, pobawić się, pooddychać trochę świeższym powietrzem.
A że wyjazdów ostatnio u nas sporo, to plan wdrażamy od najbliższego.
Byle do wiosny ;)