Moje święta, te, które pamiętam, zawsze były bardzo
spokojne. Ja, moi rodzice, czasem Dziadzia. Moje wakacje, dni wolne czy
popołudnia, choć często miałam kontakt z sąsiadką, moją imienniczką, czy
kolegą, wyjeżdżałam do kuzynki albo ona przybywała do mnie, rodzice nieustannie
spotykali się ze znajomymi, także dzieciatymi – to jednak codzienność trzech
osób.
Od zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, może to kwestia tych
wszystkich słynnych amerykańskich filmów, gdzie do obiadu zasiada wrzeszcząca,
wesoła hałastra. Może wyobrażenie, że kiedy jest wiele bliskich sobie, osób, to
jest wesoło i przytulnie.
Te dwie bździągwy, których jestem matką, to wypełnienie tego
planu, ale częściowe. Zawsze chciałam mieć więcej dzieci, może niekoniecznie
piątkę czy szóstkę, ale trójkę czy czwórkę…?
Szanowny Ojciec początkowo w ogóle dzieci nie chciał. Dość
zabawne, że do decyzji o potomstwie przyczynił się nasz pies, który rozbudził w
mym małżonku jakieś instynkty opiekuńcze. A kiedy pojawiła się na świecie Nina,
jakoś już poszło.
I choć oboje, po urodzeniu Igi, zgodnie twierdziliśmy, że to
już koniec przygody, że te dwie nam wystarczą, to po upływie kilku lat
zakiełkowało pytanie: „a może jednak…?”.
Poukładało się nam z dzieciakami, z domem, zawodowo. Jest
dobrze. No oczywiście, że mogło by być lepiej, ale mając na uwadze
nieposkromiony apetyt jako część naszego jestestwa, nie wiem, czy stwierdzenie
„mołgoby być jednak lepiej” powinno być kluczowe.
Zatem - jeśli nie teraz, to kiedy?
I tak przez późne rozpoczęcie zabawy w rodzicielstwo, przez
te nieszczęsne cesarki, wiele czasu i możliwości mi nie zostało. Zresztą i na wizję
trzeciego smroda niektórzy lekarze patrzyli z niepokojem, w kontekście tych
cesarek. A jednak „fajnie byłoby z trzecim”.
Pomyśleliśmy – spróbujmy. Jeśli się nie uda, a przecież
szanse na zajście w ciążę z wiekiem dramatycznie maleją, to trudno, mamy
cudowną rodzinę i w takim zestawieniu na pewno będziemy szczęśliwi. Ale jeśli
się uda i wszystko będzie dobrze, to jakoś damy radę, a za parę lat, po tym
najtrudniejszym okresie, będziemy mieć naprawdę FULL HOUSE.
I kiedy szłam do lekarza, zaniepokojona, bo bardzo bolały
mnie piersi, nie podejrzewałam nawet przez sekundę, co może być przyczyną. On
zresztą też nie, przepisał stosowny lek i mnie wyrzucił (o mało co) z gabinetu.
Ale kiedy ból nie mijał a do terminu wiadomo czego było
coraz bliżej, już wiedziałam. Zanim zrobiłam test, poprosiłam Szanownego Ojca o
piwo, ostatnie prawdopodobnie w ciągu najbliższego półtora roku.
Test pokazał dwie, piękne kreski.
I tak oto, bez najmniejszych problemów z zajściem w ciążę
mimo wieku i różnych tam, wieszczących, udało się. W moim ciele rozwija się
obcy, pasożyt. Niektórzy nadają tym pasożytom imiona, sądzę, że i my będziemy musieli…
Spokojnie, znam dwie dziewczyny, które donosiły trzecią ciążę, mimo tego, że obie zaszły w nią bardzo szybko po drugim cesarskim cięciu (jedna w ciągu 5 miesięcy, druga w ciągu 7 miesięcy, czyli zdecydowanie za szybko) - tak więc uszy do góry. Tylko raczej czeka Cię trzecie cięcie... U nas też pewnie tak będzie, skoro Młoda urodziła się z wagą 4200, to z jaką będzie się pchał na świat jej braciszek? Drugie dziecko, chłopak... aż się boję pomyśleć, a raczej nie zaryzykuję rodzenia naturalnie dziecka z wagą 4500 i więcej...
OdpowiedzUsuń