czwartek, 9 marca 2017

kupa

Kacper zrobił dzisiaj kupę do ubikacji.
No, serio. półtora roku i trochę a się udało. Fajny temat, wiem, życiowy, ludzki taki. Tym bliższy nozdrzom, że wszak spacerując po mieście co i rusz na kupę trafiam. Nie Kacpra, szczęśliwie, bo wali takie, że ja bardzo przepraszam, ale jelita musi mieć dłuższe od moich (moje kupy są naprawdę mniejsze) i gdyby to miały być jego to pewnie z pół chodnika by zajęły, ale te, na które trafiam wystarczą, żeby nabrać nawyku patrzenia pod nogi zamiast przed siebie czy wokół.
Kupa w ubikacji wzięła się stądż że Kacper próbował coś wydusić, ale nie szło. K. nawet już zdążył nabrać podejrzeń, że Kacper kupę już zrobił, rozebrał gościa a tu niespodzianka, że tak się wyrażę, ujemna. Kupy nie ma. No to K. w te pędy do toalety, sadza gościa i namawia go, udaje, że sam robi. Wpadam i ja, śmiejąc się z obu, w końcu sama pokazuję gościowi, o co chodzi, no i jest! Mamy rekord! Palma pierwszeństwa w sraniu. Excuse my French.
French jest modny, nie tylko na pazurkach, w końcu dziś Francuzi wsparli anty-Polaka. Jak i wielu innych go wsparło, tego zdrajcę narodu, tego od dziadka z Wermachtu. Temat tylko teoretycznie jest mniej gówniany, bo właściwie gównianą jest sytuacja, w jakiej się obecnie znajdujemy - my, jako rodzina i my jako naród. Czuję smród. Śmierdzi. Debilami, chamami, prostakami, złodziejami, arogantami. No śmierdzi mi, nic nie poradzę. I nie są to żadni obcokrajowcy, tylko rodzimi pseudopatrioci. Psują, ile wlezie, niszczą, kradną misiewiczami i przyłębskimi, a ja tylko kręcę głową z obrzydzeniem, tak śmierdzi.
No, ale nie o tym my tutaj, wszak bloga rodzinnego piszę, pamiętniczek taki poczynań moich potworów.
Potwory są potworne, nie dają żyć i na tym mogłabym zakończyć, ale jednak dodam, że dzisiaj potwory starsze upiększaliśmy. Oczywiście, że niczego im nie brakuje, ale upiększanie miało być symbolem, wzięło się bowiem z zaległego Dnia Kobiet. Nie on jednak zaległ, a moje córki, za szybko musiały spać się położyć wczoraj, więc nadrabialiśmy zaległy właśnie wczorajszy babski wieczór. Najpierw był bobcorn (tak, Iga dalej tak mówi na popcorn), a potem maseczki na twarz. Relaksacyjnie było, dziewczyny leżały na fotelu ogrodowym, światło ściemnione, klimatyczna muzyka w tle. Cud miód.
Teraz, mam nadzieję, śpią. Wprawdzie tylko młodzież jutro pójdzie do placówek - one wszak nieobjęte deformą, więc wstać muszą i żłobek i przedszkole zaliczyć.
Ninka zostaje w domu.
Gówniana, że tak pozostanę przy tematyce, forma protestu przeciwko ministrowi pseudoedukacji i na pewno nienarodowej, ale innej chwilowo nie widzę. Będziemy protestować, jeśli trzeba to co miesiąc. No przykro mi, jej edukacja jest dla mnie ważna. Sama byłam kształcona w gównopodstawówce PRL i naprawdę uważam, że można ten czas lepiej wykorzystać.
Tak więc wiosna w pełni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz