sobota, 29 kwietnia 2017

żarty żartami...

.. ale tak na serio, to o co chodzi z tą pogodą? Zaczynam podejrzewać, że mój sympatyczny skądinąd kolega, alter ego terlisia, jednak miał rację, że w ... balona nas robią z tym ociepleniem klimatu, spisek firm i chcą nas tylko naciągną. Elninio nas atakuje czy co?
Chodzimy więc w czapkach, ciepłych kurtkach, dojeżdżamy do centrum autem (ku mojej cichej rozpaczy i jeszcze cichszej aprobacie - no zimno jest, no...) zamiast pociągiem, rower to tylko na 10 minut a o spacerach dłuższych (np. w góry...) nawet nie myślę. Jak nie pada żabami (lub pozostałościami po bałwanku, jak dzisiaj) to wieje tak, że czuję zapach od sąsiadów Niemców, jak właśnie gnojówkę rozrzucili.
I tak nam minął uroczy kwiecień, początek maja zapowiada się równie atrakcyjnie pogodowo. Rozważam zabranie (wyjeżdżamy!!!) kurtki narciarskiej, bo jednak jest rzeciwwiatrowa. I wyciągnę dla Kacpra kombinezon zimowy (uprany, pochowany). Narty stoją, może 3 maja uczcimy konstytucyjnym zjazdem?
Dzieci me umęczone, oczy podkrążone, płaczą z powodu i bez. Nina tragedię widzi wszędzie, Iga na nic się nie może zgodzić, Kacper słucha tylko swojej intuicji a ja siwieję. Intelektualnie tylko, na szczęście, moje włosy jako jedyne stoją na posterunku i udają, że mam mniej, niż mam. Coraz więcej zaproszeń z okazji up grade-u do wersji 4.0 jasno daje mi do zrozumienia, że i ja pewien etap życia powinnam uznać za zamknięty.
Pierwszy miesiąc pracy za mną. Łatwo nie było, głównie z powodu reżimu pełnoetatowca. Nadal smutno mi, kiedy patrzę na szkraby płaczące i niepotrafiące sobie z emocją poradzić, ale obecnie chyba zmęczenie nie pozwala mi się tym przejąć bardziej. A jakbym się nawet przejęła...  To pewnie niewiele zdziałała. Ale to temat na bardzo długi wywód o konieczności zapewnienia pożywienia potomstwu, warunków rozwoju, lokalu, rozrywek, jak również o samorealizacji i konieczności spłacania pewnych zobowiązań prywatno- i publicznoprawnych.
W międzyczasie:
Iga, jakem wspominała, nie radzi sobie ze złością. Potrafi jednak emocje nazwać - wkurzając się, potrafi wywrzeszczeć na mnie: "Jestem zła!!!", "Jestem zła, bo mama jest dla mnie niedobra!!!.
I wszystko jasne. Nazwanie emocji to doskonały początek, żeby ją sobie obejrzeć, ocenić, okiełznać.
Nina zaś wybucha płaczem, histeria toczy ją jak robaczek i za nic nie może się (Nina, domniemany robaczek mnie nie interesuje) uspokoić. Nie bardzo też wie, co z tym robić, bo stara się uspokoić, a nie może.
Dla sprawiedliwości - Iga też nie potrafi się uspokoić.
Razu pewnego Iga, w furii pozostając, pomaszerowała do toalety. Ja do niej krzykiem, proszę, żeby przyszła na podwieczorek. Iga, wrzaskiem, że nie przyjdzie.
Pytam:
- Iguś, czy masz focha?
Cisza...
- Tak jakby - odpowiada Iga.

No, to "tak jakby" rozpoczynam długi weekend z wtorkową przerwą na pracę.

Dodam jeszcze, póki mam klawiaturę pod palcami, że Kacper ma wymowę niemowy. Dostał dziś, w ramach uczczenia pierwszego miesiąca nowej pracy mamy (czyli mnie) zabawkę, która wydaje dźwięki. Najbardziej zainteresowała go świnia, wydająca dźwięk wymiotującego żulozwierza. Serio, musieli jakiegoś kolesia w bramie usłyszeć i zarejestrować dźwięk. Proszę więc Kacpra, żeby powiedział "świnia". Powiedział, owszem:
- Iiii....na.
Wszystko pięknie, gorzej było, kiedy się pojawiła siostra, ta starsza. Zawołał bowiem jej brat:
- Iiiii...na - wołając, by przyszła.
- Iiii... na - pokazując na świnię.
Nina się obraziła a potem rozpłakała, że brat nazywa ją świnią. Grunt to potrafić się śmiać, nawet nie z samej siebie tylko z tego głąba, który lat mając prawie 2 nie potrafi nawet jednego zdania wypowiedzieć.
U niego dada to woda. Yjś to wyjść (z fotelika, po jedzeniu). Ga to Iga. Ina to Nina. Rodziców nazwać potrafi, jak cię mogę, choć myma (nie ma) dość podobne jest do mama.
Kilka zwierząt próbuje naśladować, ato to auto, ato to traktor, i takie tam. Rozmowny jest przeogromnie, nawija w jakimś narzeczu suahili, czegoś chce, nikt go nie rozumie, ten się wścieka, no koszmar. Mówimy mu, żeby nauczył się mówić, to znacząco poprawia komunikację, ale jakoś nie działa na niego ta argumentacja.
Kacper faktycznie jest brakującym ogniwem pomiędzy Niną i Igą. Krnąbrny jak Iga, która ma centralnie w pompie, że ktoś coś mówi, coś chce - ona musi tu i teraz coś powiedzieć, bo inaczej zapomni. Przytulający się jak Nina, uwielbia siadać mi na kolanach i oglądać swoje ulubione książeczki. Oczywiście inaczej niż Nina, niewiele potrafi powtórzyć (patrz wyżej), ale ogląda i słucha, no i się przytula. To taka mieszanka obu dziewczyn, coś co powoduje, że zaczynam wierzyć, że one, tak różne od siebie, mogą być siostrami.

A kiedy są wszystkie te potwory razem, i razem się bawią, to po cichutku modlę się do nieistniejących sił, żeby jakoś zatrzymały ten moment, bo jest taki piękny...

2 komentarze:

  1. Tymon też nie gada i też do niego apeluje- naucz się, to znacznie uprościć nam sprawę. Bo jak gadać z kolesiem, który na buty mówi "bibu" , na siostrę "gaga" i buduje raptem dwa zdania: "nie ce " i "nie ma!"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń