wtorek, 5 września 2017

działa

A bałam się, że sobie nie przypomnę, jak to się tu poruszać. Trzy miesiące... Sporo, chyba jeszcze na tyle nie odłączyłam się od tego (czy poprzedniego) miejsca.
No cóż, czas powrócić na paproszkowe łono i kontynuować dzieło uwieczniania.
A jest co!
Jest zatem tak (po kolei):
Ninka ma złamaną rękę (prawą), od dwóch tygodni i jeszcze przez dwa tygodnie będzie chodzić w gipsie. W zbroi. Z brzuszka wystaje jej rączka, która została unieruchomiona w pozycji zgiętej. Radzi sobie dzielnie, jestem z niej prawdziwie dumna, że nie marudzi, nie uskarża się, nie narzeka. A przypuszczam, że jest na co...
Poza rączką nic jej nie dolega. Rozpoczęło dziecię me najstarsze czwartą klasę, najbardziej - póki co - zachwycił ją chór, ale wiele powiedzieć jeszcze nie można, wszak to dopiero pierwszy normalny dzień szkoły minął!
Iga też zaczęła czwartą, ale grupę. W związku ze zmianami w kadrze i zmianami w ogóle w jej przedszkolu, została jej grupa określona mianem "bączków", co rozbawiło zarówno ją, jak i Ninę. I nas. Skojarzenia były dość jednoznaczne... Poszła też dziś na basen, gdzie ponoć radzi sobie świetnie, co mnie wielce cieszy, bo już czas zacząć pływać jak żaba! Na wakacjach regularnie opijała się wody, podtapiała się i czepiała okolic - niech więc już ruszy z umiejętnościami!
Kacpernik zaś w pierwszy dzień żłobek przywitał płaczem, ale już dziś było w miarę, w miarę...
Poza tym, na pytanie jak było, odparł "fajnie, było fajnie. Auto było. Fajnie". I że jutro też będzie się bawić autem. A na pytanie, jak dojechał do żłobka odpowiada "pociągiem"!
I tak to rozpoczęliśmy kolejny rok szkolny. Ogarnianie rzeczywistości (podpisywanie umów z placówkami, zebrania organizacyjnie, ustalanie terminów zajęć dodatkowych, nabywanie dóbr, koniecznych do odpowiedniego funkcjonowania, przyzwyczajanie się do nieludzkich godzin powstawania) pewnie trochę nam zajmie, ale póki co jestem dobrej myśli, bo jeszcze żadnej większej wtopy nie zaliczyliśmy - a tyle było okazji!

1 komentarz: