Fakty są oczywiste.
Pierwszy jest taki, że jeżdżę ostatnio naprawdę intensywnie
komunikacją publiczną. Bladym świtem co najmniej dwa tramwaje, bywa, że także
pociąg. Po południu często też trzeba mi jednego – dwóch pojazdów komunikacji
publicznej.
Drugi fakt jest taki, że jestem w ciąży. Nie wiem, czy można
powiedzieć o niej, że jest zaawansowana, na pewno jednak brzuch, wystający i
krąglutki, jest widoczny. Nie przykrywają go kurtki grubsze czy cieńsze na tyle
skutecznie, aby można go było nie zauważyć. Jeszcze z dwa miesiące temu można
by pomyśleć, że zwyczajnie gruba jestem. Teraz się tak pomyśleć nie da. Brzuch
wyraźnie odcina się od sylwetki, nie ma żadnych wątpliwości - to ciąża.
I zestawiając te dwa fakty - bardzo często czuję się ostatnio zażenowana. Wynika to mianowicie z dobrego wychowania moich rodaków. A
właściwie złego wychowania, braku elementarnej kindersztuby, wyobraźni czy
empatii.
Wsiadam, często z dwójką dzieci, do tramwaju, autobusu.
Dosłownie na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których ustąpiono mi miejsca.
Cztery lub pięć. Jedna – w sumie zabawna i świadcząca dość dobitnie o wspomnianym braku
dobrego wychowania - sytuacja miała
miejsce dwa dni temu. Wsiadłam do tramwaju, za mną wsiadła baba, na oko starsza
ode mnie raptem o jakieś 10 lat, w pełni sprawna. Kobieta siedząca na
jednym z miejsc w tramwaju podniosła się, żeby ustąpić mi miejsce, kiedy odsunęłam
się, aby tej wstającej pani zrobić miejsce, baba – dziękując, a jakże! –
klapnęła na właśnie opróżnione miejsce. Zażenowanie sięgnęło zenitu.
Nie domagam się swojego prawa, choć pewnie powinnam. Chyba
dlatego, że wychodzę z założenia, że to jest oczywiste, a jeśli będę się
domagać ustąpienia mi miejsca (które, nota bene, jest pięknie oznaczone w
środkach komunikacji publicznej, jako mi przynależne) to będzie to ze szkodą na
moim honorze. Głupie, wiem.
Czy to jest naprawdę takie trudne do zrozumienia, że podczas jakiegoś zdarzenia drogowego, czy choćby podczas mocniejszego
hamowania, może stać się krzywda i mi i temu stworkowi, którego w środku noszę?
Czy wyobraźnia współpasażerów jest już na tak niskim poziomie, że nie są w
stanie wyobrazić sobie, jak bardzo obciąża mój kręgosłup tych kilka kilogramów
więcej? Że wszystkie moje ścięgna, chrząstki, spojenia – wszystko! – jest porozciągane
i nadwyrężone i zwyczajnie boli mnie, kiedy zbyt długo stoję? Naprawdę ludzie
są AŻ TAK głupi?
Czuję zażenowanie, kiedy stoję tak nad jedną czy drugą
głupią cipą w tramwaju, młodą i wstrętną właśnie przez to, że podnosi swój
durny, pusty łeb, patrzy na mnie i na mój brzuch i… nic. Nie reaguje. Siedzi
dalej, patrzy sobie w okno i zapewne o niczym nie myśli. Pustostan.
Zażenowanie. Poczucie wstydu, że żyję wśród tak durnych
ludzi, żalu, że minęła epoka, kiedy dzieci uczyło się kindersztuby, dobrego
wychowania. A czasem wściekłości, że muszę spotykać tych głupków na swojej
drodze.
My zwykle siedzimy - w sumie jak jadę z Blanką, to zawsze siedzimy -
OdpowiedzUsuńMłoda wsiada, do miejsca oznaczonego panią z brzuszkiem/z dzieckiem i nie czekając na reakcję, oznajmia: "Proszę Pana/Panie, to jest miejsce dla mnie i mojej mamy, bo ona ma w brzuszku dzidziusia i Pan nie może tu siedzieć". Miny - bezcenne, wszyscy pryskają natychmiast. Ale smutne jest to, że kindersztuby uczy ludzi czterolatka ( która, swoją drogą, nawet jak jest wolne, nie usiądzie za nic na miejscu oznaczonym Panem z laską, bo "ono nie jest dla nas" - logika dziecka jest żelazna :-)))
I słowo, nie podpuszczałam, nie namawiałam, tłumaczenie, że mama ma w brzuchu dzidziusia po prostu zrobiło swoje :-)
OdpowiedzUsuńCudne :) Dziecko potrafi walczyć o swoje. Moje grzdyle patrzą na te znaczki i mówią - na głos, a jakże - patrz, mamo, tu jest miejsce dla mamy z dzidziusiem w brzuszku! Ale u nas to nie działa :( A że często jeżdżę bez nich, to nie mam szans na taki PR ;)
OdpowiedzUsuń