środa, 15 kwietnia 2015

zażenowanie



Fakty są oczywiste.
Pierwszy jest taki, że jeżdżę ostatnio naprawdę intensywnie komunikacją publiczną. Bladym świtem co najmniej dwa tramwaje, bywa, że także pociąg. Po południu często też trzeba mi jednego – dwóch pojazdów komunikacji publicznej.
Drugi fakt jest taki, że jestem w ciąży. Nie wiem, czy można powiedzieć o niej, że jest zaawansowana, na pewno jednak brzuch, wystający i krąglutki, jest widoczny. Nie przykrywają go kurtki grubsze czy cieńsze na tyle skutecznie, aby można go było nie zauważyć. Jeszcze z dwa miesiące temu można by pomyśleć, że zwyczajnie gruba jestem. Teraz się tak pomyśleć nie da. Brzuch wyraźnie odcina się od sylwetki, nie ma żadnych wątpliwości - to ciąża.
I zestawiając te dwa fakty - bardzo często czuję się ostatnio zażenowana. Wynika to mianowicie z dobrego wychowania moich rodaków. A właściwie złego wychowania, braku elementarnej kindersztuby, wyobraźni czy empatii.
Wsiadam, często z dwójką dzieci, do tramwaju, autobusu. Dosłownie na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których ustąpiono mi miejsca. Cztery lub pięć. Jedna – w sumie zabawna i świadcząca dość dobitnie o wspomnianym braku dobrego wychowania  - sytuacja miała miejsce dwa dni temu. Wsiadłam do tramwaju, za mną wsiadła baba, na oko starsza ode mnie raptem o jakieś 10 lat, w pełni sprawna. Kobieta siedząca na jednym z miejsc w tramwaju podniosła się, żeby ustąpić mi miejsce, kiedy odsunęłam się, aby tej wstającej pani zrobić miejsce, baba – dziękując, a jakże! – klapnęła na właśnie opróżnione miejsce. Zażenowanie sięgnęło zenitu.
Nie domagam się swojego prawa, choć pewnie powinnam. Chyba dlatego, że wychodzę z założenia, że to jest oczywiste, a jeśli będę się domagać ustąpienia mi miejsca (które, nota bene, jest pięknie oznaczone w środkach komunikacji publicznej, jako mi przynależne) to będzie to ze szkodą na moim honorze. Głupie, wiem.
Czy to jest naprawdę takie trudne do zrozumienia, że podczas jakiegoś zdarzenia drogowego, czy choćby podczas mocniejszego hamowania, może stać się krzywda i mi i temu stworkowi, którego w środku noszę? Czy wyobraźnia współpasażerów jest już na tak niskim poziomie, że nie są w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo obciąża mój kręgosłup tych kilka kilogramów więcej? Że wszystkie moje ścięgna, chrząstki, spojenia – wszystko! – jest porozciągane i nadwyrężone i zwyczajnie boli mnie, kiedy zbyt długo stoję? Naprawdę ludzie są AŻ TAK głupi?
Czuję zażenowanie, kiedy stoję tak nad jedną czy drugą głupią cipą w tramwaju, młodą i wstrętną właśnie przez to, że podnosi swój durny, pusty łeb, patrzy na mnie i na mój brzuch i… nic. Nie reaguje. Siedzi dalej, patrzy sobie w okno i zapewne o niczym nie myśli. Pustostan.
Zażenowanie. Poczucie wstydu, że żyję wśród tak durnych ludzi, żalu, że minęła epoka, kiedy dzieci uczyło się kindersztuby, dobrego wychowania. A czasem wściekłości, że muszę spotykać tych głupków na swojej drodze.

3 komentarze:

  1. My zwykle siedzimy - w sumie jak jadę z Blanką, to zawsze siedzimy -
    Młoda wsiada, do miejsca oznaczonego panią z brzuszkiem/z dzieckiem i nie czekając na reakcję, oznajmia: "Proszę Pana/Panie, to jest miejsce dla mnie i mojej mamy, bo ona ma w brzuszku dzidziusia i Pan nie może tu siedzieć". Miny - bezcenne, wszyscy pryskają natychmiast. Ale smutne jest to, że kindersztuby uczy ludzi czterolatka ( która, swoją drogą, nawet jak jest wolne, nie usiądzie za nic na miejscu oznaczonym Panem z laską, bo "ono nie jest dla nas" - logika dziecka jest żelazna :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. I słowo, nie podpuszczałam, nie namawiałam, tłumaczenie, że mama ma w brzuchu dzidziusia po prostu zrobiło swoje :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne :) Dziecko potrafi walczyć o swoje. Moje grzdyle patrzą na te znaczki i mówią - na głos, a jakże - patrz, mamo, tu jest miejsce dla mamy z dzidziusiem w brzuszku! Ale u nas to nie działa :( A że często jeżdżę bez nich, to nie mam szans na taki PR ;)

    OdpowiedzUsuń