piątek, 18 grudnia 2015

o zdrowiu, nieprzejmowaniu się i wydarzeniach

We wtorek odebrałam obie Panie ze szpitala. Poniedziałek i noc na wtorek nie należały ponoć do najprzyjemniejszych, skutecznie pobyt uniemilał Fabian, którego Iga regularnie nazywała Pawianem. Może słusznie? Dziecko, które sterroryzowało matkę nie może być miłym kompanem. No nie jest to na pewno wymarzone miejsce na pobyt, zdaję sobie z tego sprawę, choć chyba Iga, jak to dziecko, inaczej takie rzeczy traktuje – po prostu przyjmuje rzeczywistość zastaną taką, jaka jest a dopiero potem odreagowuje, jeśli owa rzeczywistość jest sprzeczna z jej dotychczasowym porządkiem. U Igi niestety trudno stwierdzić, czy odreagowuje czy jest sobą, ale zdaje mnie się, że popołudniem we wtorek i w środę była jednak „inna”.
Najistotniejsze w całej tej wyprawie było uzyskanie informacji, że wyniki Iga ma znakomite lub bardzo dobre. Jedno coś jest obniżone, ale nieznacznie.  Raczej do szpitala nie wrócimy, haniebną historię zapaleń płuc i rzekomego niedoboru odporności uważam za zamkniętą. Pani Doktor, rzecz jasna, zastrzegała, żeby może za rok do poradni do kontroli przyjść, a jakby co to i na oddział, że Iga pozostaje (w pamięci) ich pacjentką. No miła była, w ogóle personel na medal w tym szpitalu (Koszarowa, jakby kto pytał), ale i tak nie zamierzam tam wracać.
A chwilę wcześniej w lokalnej przychodni badałam Kacperkowe biodra. Nie ja, tak dokładnie, tylko Pani Doktor i jej USG. Biodra w dechę tylko jakoś wszystko słabo kostnieje. Mam przybyć za miesiąc aby sprawdzić, czy są postępy. Bo niby jest to w normie, ale powinno jednak kostnieć szybciej.
Pani Doktor wyraziła lekkie zdziwienie, że Kacper nie obraca się z pleców na brzuch (bo do tego dnia się nie obracał), wobec czego Kacper wieczorem we wtorek obrócił się z pleców na brzuch i teraz robi to stale, regularnie, choć nie zawsze odpowiednio całość wykańcza (i rączka mu gdzieś pod brzuchem ginie, co jest wielkim i tragicznym dramatem).
Jakoś także się nie przejęłam – ani kostnieniem ani obracaniem. Obracanie najwyraźniej przeczuwałam a co do kostnienia to pamiętam jak mnie straszyli u Niny do późnych miesięcy niemowlęcych, że jej ciemiączko wolno zarasta. No wolno, no i co? Ale zarosło i jest dobrze, więc po co od razu podnosić larum?
Ani nie przejęłam się, kiedy przybyła w poniedziałek położna środowiskowa. Najpierw mnie zadziwiło, że w ogóle przyszła, bo z dziewczynami nikt nas nie odwiedzał w 4 miesiącu ich życia. Potem mnie zadziwiło, kiedy stwierdziła, że wobec tego, że dziecko jest szczupłe i raczej nie podwoi wagi urodzeniowej na półrocze, powinnam przejść na mieszankę. Wielkie i szczere: WOW! Położna czy tam pielęgniarka to powiedziała!
Prawie dosłownie obśmiałam ją. A niech będzie szczupłe! Rozwija się prawidłowo, nie jęczy, że głodne, nie płacze po nocach, tylko śpi – znaczy się jest git. Waga jest kluczem? A od kiedy? Przejść na mieszankę, zabrać dziecku to, co najcenniejsze, karmić syfem, którego jeszcze się w życiu i tak nazjada (w innej postaci)? Pogrzało ją?
Położna nie stwierdziła większych patologii, wobec czego nie planuje kolejnych wizyt. I dobrze, po jej wyjściu musiałam dom wietrzyć. Jak można, idąc do małego dziecka, wylać na siebie pół butli perfum?
Ja chyba w ogóle jakoś się mało przejmuję ostatnio. Jakbym się miała wszystkim przejmować niechybnie bym osiwiała a jednak cenię sobie swój naturalny kolor włosów, więc sobie nie życzę.
Dlatego we środę poszłam do kina. A tak. Z młodym. Na MOST SZPIEGÓW i muszę przyznać, że film jest dobrze zrobiony. Nie ma jak Spielberg! Młody wiele nie spał, wielokrotnie stosował zrzut, raz wraz z przerzutem przez bawełnę, ale nie był jakoś specjalnie upierdliwy, więc w zasadzie obejrzałam film bez większych zakłóceń.
Dzisiaj zaś u Igi były warsztaty bożonarodzeniowe. Igulińska coraz bardziej garnie się do takich prac, a jej paluszki są naprawdę całkiem precyzyjne. Nasza wspólnie wykonana choinka to arcydzieło sztuki – ja dusiłam klej, ona przyklejała ozdóbki, ona kleiła, ja składałam. Wzorowa współpraca. Ninka walczyła samodzielnie, bardzo dzielnie, ale jakoś nie nadążała za naszym tandemem, co ją mocno deprymowało. A K. łaził z Kacprem po pomieszczeniu. Kacper zafascynowany – tyle osób, tyle atrakcji!
Atrakcji młody miał jeszcze trochę wcześniej, bo odwiedziłam moją firmę i współpracowników. Młody rozdzielał uśmiechy, zainteresowany był wszystkim i każdym, a i zwrotnie zachwyt wzbudził. Wizyta zakończyła się więc moją dumą a współpracowników – krótką przerwą w pracy. Win-win!

No i nie napisałam o dwóch ważnych sprawach!
Pierwsza to taka, że Ninka na swoim dodatkowym angielskim z testu uzyskała 69/70 punktów. Przeglądałam ten test, wcale nie jakiś taki najłatwiejszy! Nie siedzi też dziecko w domu z tym angielskim, najwyraźniej wystarcza jej to, co usłyszy na lekcji i zrobi jako zadanie domowe w świetlicy. Pamięć i słuch to dobre połączenie przy nauce języków obcych, niestety przy nauce ortografii słuch się nie przydaje. Może dlatego nie jest ortograficznym orłem? Ale ten angielski to czysta rewelacja! Naprawdę widać, jak bardzo ona potrzebuje takiego bodźca naukowego, jaką radochę jej to sprawia - w domu sama garnie się do rozwiązywania krzyżówek z angielskiego!
Druga ważna sprawa jest taka, że 12 grudnia Ninka miała swoje przyjęcie urodzinowe – dla koleżanek szkolnych, trochę przedszkolnych jeszcze i innych przyjaciółek. Dzieci zebrała się w sumie, wraz z nią i Igą, dwunastka. Zabawa była chyba świetna, tak twierdzą obie moje córki, choć na pewno dostosowana do wieku Niny niż Igi bardziej. Nie było malowania buziek, były warsztaty plastyczne, sporo ruchu i tańców, śmiechów i radości. No i o to chodzi! A my w czasie imprezy zabraliśmy Kacpra i rodziców koleżanki Niny i wyskoczyliśmy na kawę. Tak można funkcjonować!

W przyszłym roku impreza będzie jednak w domu, już ja coś wymyślę…

2 komentarze:

  1. Każde dziecko ma swoje tempo i nie ma co porównywać ani się stresować Tymol zaczął się przekrecac w okolicach 4 miesiąca ale teraz zupełnie zarzucił ten proceder Albowiem jest absolutnie zafascynowany na ten moment swoimi stopami i próbuje uparcie je wsadzić do gęby Nie trzyma też głowy równo z tulowiem podciągany do siadu choć już teoretycznie powinien. Tzn, raz trzyma, raz nie, częściej nie. No to zacznie. Za miesiąc, a może za tydzień. Ma jeszcze czas. Myślę ze z jego masa ciężko mu się ruszyć (blisko 9 kg) i tyle ot, cała filozofia

    OdpowiedzUsuń
  2. No dokładnie! Każde dziecko ma swój moment i wnerwiają mnie lekarze, którzy koniecznie muszą rodzicom wypunktować, czego to ich dziecko jeszcze nie umie. A ja widzę fajne, uśmiechnięte niemowlę, które się cudnie rozwija. Masy na razie nie ma, jeszcze nie przekręca się z brzucha na plecy, ale nie zamierzam się tym w ogóle przejmować :)

    OdpowiedzUsuń