poniedziałek, 14 grudnia 2015

piski i historyjki

Młody nauczył się piszczeć. Robi to głównie wtedy, gdy jest bardzo zadowolony, czasem jak się złości też wydaje takie dziwne dźwięki, łączone z piszczeniem. Niestety, piszczy też, kiedy płacze. I wtedy... No, wtedy...
Ma jakieś słabe nocki ostatnio. Pojęcia nie mam, o co mu się rozchodzi. Zasypia padnięty, bo od półgodzinnej drzemki mijają dwie i pół - trzy godziny kiedy w końcu go kładziemy. A ten gad budzi się po kolejnej pół godzinie i się drze. Dokarmiam, to się gnie i pręży i dalej się drze. Odkładam, noszę, przewijam, przytulam, zawijam - wrzask. W końcu zasypia, umęczony, ale w nocy nie jest jakoś lepiej. O co chodzi pojęcia nie mam, to nie uszko, bo kiedy śpi i je testowo mocno cisnę to nie reaguje. Gorączki brak, kupki normalne, w dzień jest idealny. Nie wiem, ale znowu czuję się jak zombie....
Jego dzienne drzemki to też osobna historia. Dłużej niż godzinę nie pośpi, z reguły to jakieś pół godziny, trzy kwadranse. Weź człowieku coś zrób w tym czasie, weź się zdrzemnij, kiedy tuż po zaśnięciu gadzina się budzi.
Z tymi niemowlętami to normalnie siedem światów! Za stara na to jestem, naprawdę...


Ninka z egzaminu forte-pianinowego uzyskała piątkę. Ale jej nauczycielka znów straszy nas przeniesieniem na inny instrument, bo Ninka "nie słucha". W sensie - za mało przeżywa. Jakoś nie przekonuje mnie argument, że 8-latka już powinna. Nina gra ładnie, może jeszcze nie zawsze, ale gra, robi muzykę a nie bębni bezmyślnie. Domyślam się, że to taki ukryty przekaz od nauczyciela - ćwiczcie więcej - ale wolałabym, żeby powiedziała to wprost.

A ostatnio moje najstarsze dziecko zrobiło tak: wyrzuciłam, podczas drzemki Kacpra, ekipę z domu, chyba na jakieś zakupy. Ja zaś zdrzemnęłam się także. Ekipa wróciła kiedy smacznie spałam. Ninka weszła do pokoju, zobaczyła, że śpię, wzięła koc i mnie przykryła.
Wszystko czułam i słyszałam, bo się przebudziłam, oczywiście, kiedy tylko garaż otwierali, ale nie spieszyłam się z powrotem do tak całkiem obudzonych, więc Ninka nie wiedziała, że wiem, co robi.
Słodziak z niej przeukochany.


Iga zaś obecnie "bawi" w szpitalu. Choć w sumie może i bawi, bo poszła tam z Babcią Teresą, z którą uwielbia wprost spędzać czas. Babcia zaś wspomogła nas i naprawdę jestem jej za to przeogromnie wdzięczna, bo i K. z urlopem i kolejną nieobecnością w pracy raczej licho, i ja z młodym miałabym w szpitalu ciężko.
Igę zaś należy rzekomo skontrolować immunologicznie. Ale serio - jeśli zalecą nam w tym szpitalu kolejną kontrolę za 6 miesięcy to ich oleję. Dziecko jest zdrowe, najwyraźniej jej normy, których nie spełnia w wynikach badań krwi, nie dotyczą, bo pomimo ich niespełniania w zasadzie nie choruje. Od ostatniej wizyty kontrolnej w marcu do teraz była chora raz i wyzdrowiała w 3 dni bez leków. To w końcu co trzeba leczyć - wyniki czy człowieka?

Igę próbujemy nauczyć kindersztuby. Ciężko idzie, opornie, ale cóż, próbujemy. Mogę się z małą zgodzić, że powtarzanie słów "proszę, przepraszam, dziękuję" to przerost formy nad treścią, bezcelowe działanie, jeśli w głębi duszy w ogóle się nie czuje ani potrzeby ani uzasadnienia ich wymawiania. No ale społeczeństwo tego oczekuje, ułatwiamy dzieciom funkcjonowanie a nie utrudniamy, tak?
No i kiedy tak po raz kolejny Iga ostatnio zawołała:
- Wody!
Spróbowałam przypomnieć jej, że o czymś zapomniała:
- Iguniu, może powiesz coś więcej?
Iga chwilę się zastanowiła i faktycznie, wypowiedź poszerzyła:
- Tato, chcę wody!


Trenujemy też ostatnio obie matematycznie. Głównie Ninę, bo brała udział w konkursie i tak na fali tegoż próbujemy ją dalej jakoś edukować. Ale i Iga upomina się o zagadki i tu K. serwuje jej różne ćwiczenia. Muszę przyznać, że jednak - oczywiście biorąc poprawkę na 4-letnią różnicę wieku i tym samym poziomu - Iga łapie rewelacyjnie! Zadanie o pięciu ptaszkach, z których dwa odleciały, pozostawiając nieutulone w żalu pozostałe ptaszki rozpykała w sekundę. Wiem, że to zadanie banalne, ale to jednak odejmowanie dla czterolatka.
Ninka zaś czasem wysypuje się na zadaniach, które wydają się banalne. Choć też, co przyznaję, rozwiązuje takie, które wymagają jednak namysłu - i doskonale potrafi powiedzieć, jak rozumowała.

Z tym rozumowaniem to w ogóle czasem jest u Ninki dziwnie... Próbuję jej obrazowo pokazać, co oznacza po angielsku SKY. The grass is green - i pokazuję ręką ziemię, co dziewucha  rozumie. Potem macham ręką w górze, powołując się na BLUE (też rozumie) a ona strzela - sufit? Ściany? A tu nagle odzywa się, siedząca sobie z boku i zawzięcie malująca kolorowankę, Iga:
- Niebo.

Ninka buja w innym wymiarze. Czasem ciężko ją sprowadzić na ziemię. Bo mają w pamięci jej niektóre trafne skojarzenia, wypowiedzi i rozsądek nie wydaje mnie się, żeby był problem z intelektem.

Idze też udaje się przenieść w trzeci wymiar - kiedy układa tzw. STORY CUBES. Ninka grała w to na początku z zainteresowaniem, potem jednak zapał ostygł. U Igi przeciwnie, nic nie ostygło - ciągnie nas regularnie, żeby z nią grać. A kiedy wreszcie jej się uda - wymyśla takie historie, że szczęki z podłogi zbieramy. Historyjki mają sens, są zabawne, sprytnie wykorzystane są wszystkie kostki - rewelacja.

A obecnie na tapecie Mikołaj i jego prezenty. Uff....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz