wtorek, 29 grudnia 2015

ośmiolatka

Młody – jak to dziś skrupulatnie wyliczyła Nina – skończył cztery miesiące, jeden tydzień i jeden dzień. I choć te cztery miesiące są w jego krótkim życiu poważnym osiągnięciem, wobec skończonych dwa dni później ośmiu lat przez Ninkę – no przykro mi, jeszcze musi trochę się młody postarać.
Kiedyś myślałam sobie, że mając córkę, która jest w drugiej klasie i ma 8 lat jej rodzic jest bardzo stary. Takie duże dziecko! Nie tylko można się z nim rozmówić, ale jest takie samodzielne!
A jaka jest Ninka?
Jest oczywiście wspaniała. Cudowna! Niezwykła i niesamowita. Piękna, dobra, inteligentna, mądra. To jest jasne. Jest wspaniałą istotą i przykładów na to pewnie nie zmieściłoby się na wielu stronach.
A gdyby spróbować ją zanalizować…
Nie jest łatwym charakterem. Nie mam na myśli tego, że jest trudna we wspólnym funkcjonowaniu, bo to nieprawda, zresztą – każdy z nas jest przecież indywiduum i trzeba trochę wysiłku aby nauczyć się żyć z innymi i tych innych zaakceptować. Chodzi mi o to, że jej samej ze sobą jest chyba czasem ciężko.
Jest bowiem niezwykle ambitną jednostką. Cechuje ją koszmarny czasem perfekcjonizm, oczywiście tak po dziecięcemu rozumiany (bo bajzel w pokoju, bajzel w szufladzie biurka, włosy w nieładzie – jakoś nie wzbudzają u niej potrzeby natychmiastowego działania). Od zawsze wyprowadzało Ninkę z równowagi jakiekolwiek zwrócenie jej uwagi. Krzywe spojrzenie. Podniesiony głos. Mało, wystarczy, że coś jej nie wychodzi i już jest to wystarczający powód, żeby się rozpłakać.
Ot, choćby dziś. Dostała od nas, na urodziny, telefon. W celach wstępno – edukacyjnych. Telefon służy jej na razie do robienia zdjęć czy słuchania muzyki, pozostałe funkcje są wyłączone a z wykonywania połączeń może jedynie zadzwonić do K. I kiedy dziś K., rozmawiając z nią z mojego telefonu, poprosił ją, żeby do niego zadzwoniła (małżonek mój wrócił już do domu żeby iść do pracy podczas gdy ja z dzieciakami nadal okupujemy dom moich rodziców) i okazało się to niemożliwe – przyszła zapłakana, że nie może zadzwonić. Spytałam ją, czy to powód do płaczu, czy przez to, że będzie płakać, telefon się naprawi albo w jakiś magiczny sposób wykona połączenie. A że odpowiedź była oczywista, powiedziałam jej, że w takiej sytuacji należy mi powiedzieć „Mamo, daj Tacie znać, że nie mogę zadzwonić, bo telefon mi się popsuł” i już.
Sytuacje, w których rozwiązujemy jakieś zadania – matematyczne, ortograficzne, coś z angielskiego etc . i jej nie wychodzi tak, jakby chciała – i wybucha niekontrolowanym płaczem, ucieka do innego pokoju, chowa się gdzieś – to częsta sytuacja. Kiedy gra na pianinie i jej nie wychodzi i wkurza się ponad normę, że paluchy nie robią tego, co powinny – też często się zdarzają.
Potrafi też, w trakcie takiej histerii, bo inaczej tego nie nazwę, rzucić durnym hasłem, typu „ja nic nie potrafię, jestem beznadziejna” itd. Reagujemy na to, natychmiast, tłumacząc jej, że takie wypowiedzi są absolutnie zakazane, niedopuszczalne – bo to nieprawda, bo jedna, mała rzecz jej nie wyszła, bo ona się przecież dopiero uczy, że to normalne, że jej nie wychodzi wszystko idealnie i gdyby od razu wychodziło to to byłoby nienormalne. I tak walczymy z tą jej nieumiejętnością przegrywania, godzenia się z porażką czy choćby z gorszą dyspozycją.
A z drugiej strony wyrażane pod jej adresem – zasłużone! – komplementy przyjmuje z uśmiechem, mówiącym „wiem, że mi się należą”. Bo też radzi sobie w szkole wyśmienicie. Jedyna jej, jak na razie, pięta achillesowa, to ta nieszczęsna ortografia. Nie wiem, czy to na pewno tylko kwestia tego, że Ninka niechętnie i mało czyta, czy też po prostu tak ma, może na razie. Może jeszcze jej się wdrukują w główkę te wszystkie zasady i reguły no i  wszelkie odstępstwa. Może. A może nie – ale czy to na pewno ma znaczenie? Poza tym – z matematyki idzie jej naprawdę nieźle, z angielskim rewelacyjnie, ma zmysł plastyczny, poza tą jeszcze nieopanowaną umiejętnością grania na scenie potrafi naprawdę ładnie zagrać. Wszelkie komplementy są więc jej całkowicie należne.
Są więc te krótkie – i chyba jednak coraz rzadsze – wybuchy płaczu wskutek niepowodzenia jedynym problemem, z którym należy powalczyć. Tłumacząc, uspokajając, ucząc….
Ma też dziewczyna bardzo wysoki iloraz inteligencji emocjonalnej. Doskonale wyczuwa emocje, wczuwa się w uczucia drugiej strony, tej, na której jej zależy, i od tego, co „wyniucha” zależy jak poprowadzi rozmowę i o czym rozmowa będzie.
Taki przykład: doskonale wie, że zależy mi na ich dobrym odżywianiu, uparcie bowiem wbijam im do głów, co jeść a czego nie (im – Nince i Idze). Nie mówię im, że coś jest tuczące i będą od tego grube, bo nie chcę odwoływać się do tuszy żeby mi potem nastolatki z problemami z odżywianiem nie rosły (konsekwentnie też zresztą w ich obecności nie mówię z niezadowoleniem o swojej tuszy a jeśli już – to wspominam, że to efekt ciąży i muszę po prostu trochę poćwiczyć), ale mówię o tym, co jest zdrowe, a co nie, co na co działa. I często podczas wspólnych posiłków, mam wrażenie, że czasem wręcz wbrew sobie, Ninka sięga po jakąś potrawę i upewnia się, czy widzę, że to je. Surówkę, sałatkę, jakieś dodatki. Czasem podkreśla, że właśnie zjadła owoce, że ona coś tam lubi, dopytuje, czy to czy tamto jest zdrowe.
Z każdą z Babć zachowuje się inaczej. Nie sądzę, żeby robiła to świadomie, ale czasem tak właśnie to wygląda, kiedy wizyta u jednej i zaraz potem u drugiej powoduje zmianę osobowości dziecka.
Pyta czasem, czy się z nią pobawię i zazwyczaj proponuje zabawę, którą przypuszczalnie zaakceptuję – a to grę w coś, a to czytanie.
Czasem zastanawiam się, czy podobnie nie jest z zabawami z koleżankami. Ninka ostatnio bez przerwy podkreśla, jak to jest zakochana, w Tomku tym razem. Stan zakochania, w kolejnym już delikwencie, trwa od początku szkoły i nie wiem, na ile jest to jej własna inwencja na spędzanie czasu z koleżankami a na ile przejęcie od nich takiego zwyczaju, że każda musi być zakochana.
Z Igą też często bawi się w to, co tej małej się podoba, a nie jej. Choć niewątpliwie dziewczyny tak się już ze sobą zgrały, że wymieniają się pomysłami i wspólne zabawy żadnej z nich nie są niemiłe, to jednak można odnieść wrażenie, że dla Ninki ważne nie jest „w co”, ale to, że „z kimś”.
A kiedy spytać Ninkę, czego życzy sobie w prezencie - nie potrafi powiedzieć, o czym marzy. Pewnie, nie oglądając bajek w tv a tym samym i reklam, które kreują u dzieci różne „potrzeby” trudniej jest jej coś wymyślić, ale niewątpliwie nie ma ona klasycznego hobby. Nie zbiera kapsli, znaczków czy naklejek. Nie fascynują jej w jakimś nadzwyczajnym stopniu żadne postacie z bajek oglądanych w formie filmu (bo przecież coś tam ogląda i do kina chadza – była i Kraina Lodu i Hotel Transylvania, i różne Barbie i wiele innych). Zajęcia na Uniwersytecie Dzieci tylko raz natchnęły ją do pociągnięcia tematu na tyle, że aż doprowadziły do nabycia gadżetów z tym związanych – mam na myśli astronomię, kiedy zażyczyła sobie teleskop.
Interesuje ją bardzo dużo, wszystko w zasadzie. Każde nowe zajęcia wzbudzają u niej zachwyt, Nina pyta o wiele rzeczy i szybko zapamiętuje. Zapewne własną ścieżkę zainteresowań jeszcze odkryje, ale na razie to jeszcze nie ten etap.
Ninka powoli, powolutku, wchodzi w etap bycia dziewczynką. Jeszcze jednak tyle w niej dziecka! Odnoszę wrażenie, jakby Ninka na siłę próbowała jeszcze zatrzymać tę swoją dziecięcość, jakby nie chciała jeszcze, a na pewno nie we wszystkich aspektach, przechodzić na kolejny poziom. To, jak łatwo dała się w tym roku wmanewrować w Mikołaja! Dała się wyprowadzić z domu, rzekomo aby szukać pierwszej gwiazdy, choć jeszcze rok temu czujnie reagowała na każdą taką propozycję, choć rozpowiadała, jak w tym roku będzie czyhać na dobrotliwego grubaska z worem prezentów.
Jej rozmowy z Igą i ich wspólne zabawy! „Ty jesteś moim kotkiem”, „pobawmy się, że ja będę Twoim bobaskiem”.
A z drugiej strony – na zakupach ciuchowych wybiera bluzeczki, przymierza do siebie. Uczestniczy w naszych rozmowach, komentuje i rzuca uwagami. Żywo gestykuluje, kiedy coś opowiada, nosi torebeczki, stara się dobierać ubrania tak, żeby pasowały i żeby na niej ładnie wyglądały. Kiedy dostała „sekretnik” – pozapisywała tam różne swoje złote myśli jak niemalże nastolatka.
I jej stosunek do młodego – jakże inny od podejścia Igi, dla której Kacper jest taką trochę lepszą wersją zabawki. Ninka potrafi przez wiele minut leżeć koło młodego, podsuwać mu zabawki, zagadywać, daje się ciągnąć za włosy i wie, jak nie zrobić mu krzywdy. Odpowiedzialna, jak przystało na ośmiolatkę!
Z Ninką nie da się rozmawiać, kiedy za plecami interlokutora jest lustro, szyba lub cokolwiek, co odbija wizerunek Ninki. Wdzięczy się wtedy, gubi wątek przyglądając się sobie, poprawia fryzurę, robi miny.
W telefonie odkryła funkcję „selfie” i trzaska po kilka dziennie – na szczęście karta już się zapełniła, musi poczekać aż zdjęcia ściągniemy w bezpieczne miejsce.
Jest bardzo posłuszna i choć czasem muszę parę razy powtórzyć, żeby usłyszała (taka przypadłość dziecięca, uszkodzony słuch kiedy rodzice o coś proszą), czasem próbuje negocjować – wystarczy, że podkreślę, że negocjacje są w danej sytuacji wyłączone i dziewczynka robi, o co proszę. Co nie jest wcale takie oczywiste, mając w pamięci różne reakcje Igi. I co nie jest bez znaczenia, bo zwłaszcza teraz, jako rodzina patologicznie wielodzietna, funkcjonujemy nieomal jak przedsiębiorstwo, i kwestie logistyczno – techniczne muszą być zorganizowane na wysokim poziomie, inaczej nastąpi katastrofa.
Ninka jest bardzo bystra i inteligentna, choć czasem ogarnia ją jakaś taka niemoc intelektualna i nie radzi sobie z bardzo podstawowymi kwestiami. Wygląda wtedy, jakby odpłynęła do swojego świata alternatywnego i tylko przez grzeczność próbowała odpowiadać na pytania zadawane w tym naszym.
Jest zresztą dziewczynką o niezwykłej wyobraźni. Kiedyś, dawno temu, miała wyimaginowaną przyjaciółkę i jej umiejętność poruszania się w innych światach najwyraźniej pozostała do dziś. Często, to naprawdę zabawne, podczas zabawy z Igą widzę, jak Ninka się wyłącza, prowadząc dyskusje pomiędzy swoimi zabawkami, a Iga siedzi obok i patrzy, jak Nina bawi się sama ze sobą. Często ją widzę, kiedy porusza ustami, rozmawiając sama ze sobą, tworząc jakieś niezwykłe scenariusze, postaci i historie.
Ma wiele koleżanek, potrafi doskonale odnaleźć się w grupie rówieśników i nie ma żadnych oporów w nawiązywaniu znajomości. Widzę, że jest w szkole lubiana, że jej kreatywność znajduje wdzięcznych odbiorców a umiejętność dostosowania się do grupy, na pewno przećwiczona przy Idze, jest bardzo cenna w relacjach z koleżankami.
A że jest dziewczynką wesołą i pogodną – nie dziwne, że w szkole czuje się doskonale. Pani Ania wspominała, że był czas, kiedy Ninka metodami mało kompromisowymi próbowała wymusić na koleżankach oczekiwane zachowania, ale wobec fiaska tych prób – zaprzestała.
Z Ninki jest też cudowny kompan wszelkich wycieczek, wypraw i spacerów. Rzadko marudzi, wszystko ją ciekawi, jest wytrzymała i zadowolona, że coś się dzieje, że robimy coś razem. Choćby podczas ostatniej naszej wycieczki, którą wciąż mam nieopisaną i coraz słabiej ją pamiętam. Jedyny zgrzyt nastąpił, kiedy okazało się, że wobec niesprzyjających okoliczności wycieczka na basen się nie odbędzie. Dziecko wyznaje bowiem zasadę „jechać, nie stać” i podróż, długa i męcząca nawet, nie jest dla niej nieprzyjemna. Wymyśla zabawy, siedzi obserwując, śpi – nie narzeka. A każda bezczynność jest mordercza, jak chyba dla każdego dziecka.
I jest też kochanym pomocnikiem. Czasem rozczuli mnie pytaniem „czy my naprawdę co tydzień musimy sprzątać” (bo zdarzyło się, że tydzień w tydzień udało się nam ogarnąć chałupę, co nie udało się wcześniej przez jakieś dwa miesiące a rola dzieci była ograniczona do zebrania swoich gratów i wytarcia kurzy w swoim pokoju), ale często sama wychodzi z inicjatywą („mogę pozmywać?”, „ja chcę odkurzać!”). Poproszona pomaga też Idze – w zapięciu kurtki, umyciu rąk czy nalaniu wody. I to bez mrugnięcia okiem, bez dopytywania, czy aby na pewno. No, najczęściej bez.
Ninka uwielbia, kiedy wokół są wszyscy, których kocha. Cała rodzina. Wtedy czuje się najlepiej i najbezpieczniej, co podkreśla sama i co widać po jej zachowaniu.
Tak więc, podsumowując, cudne to nasze ośmioletnie stworzenie. Sprawia wrażenie szczęśliwego, co do zasady. I niech tak pozostanie. O jej zdrowie na razie martwić się nie muszę, bo w zasadzie dziewczynka nie choruje. Na nic. I tak też niech pozostanie.


1 komentarz:

  1. To już osiem lat? Blanka też wpada w histerię jak jej coś nie wychodzi. ..

    OdpowiedzUsuń