sobota, 5 grudnia 2015

trzyipółmiesięczniak po choróbsku

Młody dał mi do wiwatu a i sam cierpiał, biedaczysko.
Moje podejrzenia okazały się bardzo słuszne, uszko wykazało się stanem mocno zapalnym. Środowa (w tę środę listopadową, 25ego) wizyta u pediatry zaowocowała skierowaniem do laryngologa, co udało się na cito zrealizować.
Z uszka jeszcze do ubiegłej soboty ciekła młodemu ropa. Gorączka skończyła się w zasadzie wraz z pierwszym wyciekiem tego paskudztwa, złe samopoczucie także. Najwyraźniej wyciek tego czegoś obniżył biedakowi ciśnienie w uszku i przestało boleć. Choć jeszcze w poniedziałek dotknięcie uszka było niemożliwe – coś tam jeszcze musiało się trzymać. W pierwszą środę grudniową byłam na kontroli, zakaz wychodzenia z domu został utrzymany w zasadzie do piątku, więc siedzieliśmy przez te półtora tygodnia. Jak w więzieniu. Dobrze, że pogoda jakaś taka niezachęcająca do spacerów była, więc i nie było specjalnie tak żal siedzieć w środku.
Młody śpi już pięknie, jak przed chorobą, budząc się tylko na jedzenie. Katar też przeszedł, więc gondola wózka wyjechała z sypialni.
I tylko żal mi go, że już go antybiotyk spotkał… Ale cóż robić, z uszkiem nie ma żartów. Choć z badań wynikało, że to wirusówka (kiedy poszłam na pierwszą wizytę po tej nieprzespanej nocy CRP ciuteńkę tylko podwyższone), to jednak przy uszach nadkażenia bakteryjne są ponoć normą, nie będę przecież ryzykować niedosłuchu gada!
Wraz z poprawą nastroju powrócił mój uśmiesznik i radośniak. I jego codzienny rytm powrócił, więc wszystko w normie.
Wczoraj w nocy, z piątku na sobotę, młody przyswoił ostatnią dawkę antybiotyku i teraz ma już być git. Chronimy przed katarem, budujemy odporność na nowo. Ech...

W połowie listopada byliśmy na wycieczce, o której później, w końcu, napiszę. A kiedy z niej wróciliśmy zauważyłam, że młody jakby urósł w te kilka dni. Nagle położony na macie zaczął z uwagą śledzić wiszące nad nim zabawki, zaczął je dotykać łapkami, mało – zaczął je chwytać! Tak jakby tuż przed skończeniem trzeciego miesiąca życia postanowił poczynić krok naprzód.
Z tymi zabawkami jest bardzo rozkoszny. Leży sobie bowiem oto, zabawka nad nim, majta więc rączętami, próbuje chwycić, a żeby sobie pomóc podnosi też nóżki. I te nóżki nagle wyprzedzają zabawkę, chwyta więc własną kończynę a zabawka dalej, bezczelnie, dynda. Nóżka zaś, stópka dla pełnej precyzji, ląduje w buzi. A w zasadzie i to nie jest prawdą. Bo wprawdzie chwyta tę stópkę i próbuje trafić do mordki, ale najczęściej tuż u wrót nóżka się wyślizguje i do buzi trafia wyłącznie rączka. Cóż za rozczarowanie…
A do tego zaczął się śmiać, tak cudownie, jak dziecko, nie tak „do wewnątrz”. Przez chorobę trochę przystopował ze śmichami-chichami, ale wrócił już do nas z tą swoją wesołością.
Bardzo nie lubi leżeć gdzieś porzucony, kiedy przy stole siedzimy z dziewczynami. Irytuje się wtedy mocno i trzeba posadzić go przy nas. Posadzić oczywiście w wersji dla trzymiesięczniaka, bo choć rwie się gówniarz do siedzenia to jeszcze sporo mu brakuje.
Podczas karmienia wykazuje chęć sterowania ręcznego – kiedy chwyci mnie za rękę / palec, macha nią w różne strony, jakby kierunek wypływu mleczka chciał kontrolować. Zdążyłam już zapomnieć, jakie to śmieszne…
Mój syn jest klasycznym mężczyzną. Choćby dziś to udowodnił. Obudził się z drzemki mocno nie w humorze, o czym rzecz jasna musiał obwieścić światu. Darł się, w skrócie. Noszenie, przystawianie, kołysanie – nic nie pomagało. Odłożenie do wózka, pokazywanie lampy – wrzask.
No więc uciekłam się do metody ostatecznej, położyłam na przewijaku i zdjęłam mu gacie. I nagle – spokój! Uśmiech, gaworzenie, radość!
I tak jest prawie zawsze. Prawie – bo kiedy młody jest głodny albo kiedy był chory – metoda na uwolnione klejnoty nie działała. Poza tym działa praktycznie zawsze. Najbardziej rozeźlony Kacper przy zdjęciu pieluchy i rozpoczęciu oczyszczania powierzchni obesranych / obsikanych zmienia się w małego aniołka.
Z ciekawych i charakterystycznych cech zanotować także muszę jedną sprawę. Otóż po zaśnięciu zdarza się młodemu jakiś problem. A to smoczek wypadnie, a to ojciec go za mocno kocykiem obwiąże – a Kacper to wolnościowiec i rewolucjonista. I jest ryk. Na wszelki wypadek, kiedy już do niego pójdę, proponuję drobny posiłek, jako rekompensatę tych przykrych chwil, czasem propozycja znajduje uznanie. Niezależnie jednak od losów posiłku, kiedy próbuję gnoma uśpić tuląc i lulając, wije się i pręży, wrzeszczy i wyrywa. Dziś tak było. Mnie już serce staje w gardle, myślę sobie – znowu infekcja, niepotrzebnie śmy po dworze łazili, odkładam go żeby się przysposobić do dłuższej walki – a on odwraca się do boku łóżeczka, wzdycha z ulgą i zasypia. Troll, jak nic. On po prostu oczekiwał pomocy w rozwiązaniu problemu, a nie tam jakieś lulanie i pieszczoty. Konkretu mu trzeba - problem rozwiązany, gość chce spać. Więc otpitigrinić się od niego i dać spać.
Troll jest naprawdę niezwykle rozmowny i towarzyski. Rozdaje uśmiechy na wszystkie strony, rozmawia z każdym, kto podejmie temat. Wydyma tak śmiesznie te swoje małe usteczka i prycha, robi bąbelki ze śliny i wodzi za siostrami zachwyconym wzrokiem. One za nim też, ale wiem, że to minie. Jeszcze go będą odganiać…
No i tak to niebawem 4 miesiące się skończą, a młody nie wykazuje jakichś nadzwyczajnych predyspozycji do przesypiania nocy. Liczyłam, że chociaż on będzie dzieckiem-cudem w tym zakresie. Niestety, nie zanosi się. Po choróbsku, podczas którego jadł niewiele i niechętnie, nadrabia teraz jedząc w nocy co 3 a w dzień co 2 godziny. Jestem prawie zachwycona i słowo „prawie” robi kolosalną różnicę…

Może jak już nadrobi to trochę się uspokoi? Przez jego apetyt i ja mam większe potrzeby i jakoś nie mogę przestać jeść. A należałoby, należało…

1 komentarz:

  1. Tymek też się zawsze budzi w złym humorze, zupełnie jak ja ☺ Ale pomarudzi chwilę i mu przechodzi. A z tym darciem się na usypianie to Blanka tak miała - ja ja lulalam, bujalam a ona wrzeszczala, szarpala się, złościla. Kiedyś wnerwiona dosłownie wrzucilam ja do łóżeczka i wyszłam na chwilę z pokoju żeby się uspokoić i zebrać siły do dalszej walki (myśląc sobie "a chcesz to się drzyj ") Wracam po minucie bo ucichla, patrzę a ona śpi - generalnie chodziło o "zostaw mnie matka w spokoju bo ja chce spać !!!"

    OdpowiedzUsuń