sobota, 16 stycznia 2016

no żesz...

Gdybym wierzyła w jakąś moc lub siłę nadprzyrodzoną, to pewnie przypisałabym jej to i owo. A że nie wierzę, to mam pewien kłopocik, na co i na kogo zwalić winę.
A przypisałabym jej, konkretnie, takie drobne złośliwości. Oczywiście pozostaje się cieszyć, że są one drobne, że to nie jakieś poważne problemy, jednakowoż mocno irytujące.
Otóż tydzień temu miałam oko, jakby mi jej mąż podbił. Nie podbił, zapuchło, bo tak. Jakoś przeleczyłam. Przeszło tak koło poniedziałku.
W czwartek mój żołądek odmówił współpracy, po nim i wykonawcy jego woli. Boli, jak wściekły. Strułam się czymś. Oczywiście wskutek strucia młody ma mniej jedzenia. Młody mający mniej jedzenia jest bardziej marudny - właśnie tego mi trzeba, kiedy ledwo stoję na nogach z osłabienia wskutek bolącego żołądka i z bólu, także wskutek bolącego żołądka - oraz częściej głodny, także w nocy, co, rzecz jasna, doskonale wpływa na zasób moich sił i samopoczucie.
No żesz...
Z innych nowości - w sobotę, tydzień temu, organizowaliśmy się wyjazdowo przed nartami z rodzinami, które jadą z nami (albo z którymi my jedziemy, perspektywa dowolna). Wyszło, że mam wziąć keczup i musztardę, gry dla tłumu dzieci i obiad. Czy jakoś tak. Wyjazdu doczekać się już nie mogę (pierwszy tydzień naszych ferii), ale staram się nazbyt nie cieszyć, bo różnie bywa z planowanymi wyjazdami z małymi dziećmi. Pojadę, usiądę na swoim łóżku tam, na miejscu, to się ucieszę.
Spotkanie przebiegło radośnie i hałaśliwie - dzieci, przykładowo, rzucały książką o uroczym tytule ZNISZCZ TEN DZIENNIK, młodsze dobijały się do starszych, starsze krzyczały na młodsze. Kacper zabawiał starszych - był marudny i spał.
W niedzielę nadrabialiśmy zaległości i już prawie kupiliśmy różne droższe gadżety do domu (na kredyt...), ale kolejka była za długa. Ups. Dzieci więc, ku ich wielkiej uciesze, spędziły godzinę w bawialni IKEA.
Po czym nastąpił tydzień wrażeń - w poniedziałek Ninka pisała OLIMPUSKA ogólnorozwojowego, we wtorek - z angielskiego. W czwartek miała bal karnawałowy a w piątek odebrałam ją wraz z jej koleżanką, Tosią, żeby spędziły razem wieczór, nockę i poranek.
Olimpuski poszły Nince średnio, po weryfikacji okazało się, że przyczyna była prozaiczna. Ninka przerabiała tematy, które się tam pojawiły, ale w I klasie! No przecież ona nie będzie pamiętać tego, co było w I klasie. No pewnie.
Bal karnawałowy Ninka spędziła w stroju królowej, zachwycona strojem i samą sobą. Szalała ponoć także później, w świetlicy.
Iga tydzień spędziła bez takich atrakcji, za to w dobrym humorze. Drobne i niewielkie awanturki w zasadzie można pominąć milczeniem.
Co do koleżanki nocującej u nas - wyglądało to na całkiem dobrą zabawę. W ostateczności dziewczyny zrezygnowały nawet z bajki żeby móc się bawić. Przez większą część czasu w zabawie uczestniczyła też Iga, co bardzo chwali się Nince.
Dziś rano wszyscy przyspieszyliśmy, gdyż albowiem o 10.30 Ninka rozpoczynała zajęcia na Uniwersytecie Dzieci. Kierunek: matematyka. Odwiozłam Tosię, przekazałam całą i zdrową w ramiona rodziców a ja wraz z Niną i Kacprem udaliśmy się w kierunku zajęć.
Po zajęciach dołączyli do nas K. z Igą, którzy z braku miejsc i fotelików musieli odbyć podróż komunikacją publiczną. Pokręciliśmy się po jednej galerii, po drugiej, po czym Nina odbyła jeszcze jedne zajęcia i odmeldowaliśmy się do domu. Dziewczyny się, oczywiście, pospały, obiad jakoś nam się przesunął ku porze podwieczorku, którego nie było, po czym Ninka nadrabiała fortepianowy i angielski czas...
I tak pół weekendu zleciało. A młody je (próbuje) co godzinę lub dwie, więc zaczynam się zastanawiać czy to aby na pewno kwestia pokarmu, czy może jednak jest coś, co mu bardziej niż głód doskwiera. Ząbek, na ten przykład. Cóż, odkąd pamiętam, na ząbki zawsze można było zrzucić winę. Tym samym kolejna nocka szykuje się upojna, może chociaż szansa będzie na odespanie w niedzielę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz