wtorek, 29 listopada 2016

zimno

Tak ogólnie jest zimno. Na dworze. Dzieciom czasem zimno, kiedy muszą maszerować pomiędzy dworcami, przystankami a placówkami. Ale nieczęsto się skarżą, dzielne istotki.
Chwilowo cała progenitura poumieszczana w placówkach, Kacper po okresie chorobowym odpękał extra tydzień w domu, jako rekonwalescent. Od wczoraj jednak został skierowany w progi żłobka. Ponoć miał pewne wątpliwości, czy to dobry pomysł, ale kiedy ujrzał, że dzieci coś jedzą, zwątpienie minęło.
Bo Kacper żre. Wspominałam o tym? Nie, nie je. On ŻRE. Wrzeszczy, że chce jeść, je bez przerwy, brzuch ma wielki i mu ciąży, popija wodą i dalej się domaga.
W niedzielę, na ten przykład, dostał solidną porcję owsianki, z mlekiem modyfikowanym i całym (!) bananem. Przyszli do nas goście, Iza z Kubą i chłopakami. Przynieśli ciasto. Kacper zjadł kawałek, po czym wchłonął miskę zupy z makaronem. Było mu mało, więc na sucho pożarł dodatkową porcję makaronu. Po drzemce (musiało się uleżeć) pożarł porcję makaronu z łososiem w sosie śmietanowym i brokuły. Chwilę później pożarł kolejny kawałek ciasta, a ponieważ było mu mało - zjadł prawie całego banana. Nie pamiętam, czy do całej kromki na kolację zjadł coś dodatkowego, ale chyba powyższe wystarczy, żeby zgodzić się, że te ilości nie są normalne.
Gościu tyje jakieś 300 g na tydzień, więc problem z jego niedowagą bardzo szybko przestanie istnieć, jak sądzę.
Do tego wylazły mu, naraz, wszystkie czwórki. Co ciekawe, nie ma jednej dolnej dwójki, ale czwórki ma wszystkie. Jeszcze nie w całości, więc ślini się na potęgę, co czyni jego obraz wielkobrzuszca mocno uroczym.
Z innych nowinek - Ninka była na konkursie matematycznym. Poszło jej umiarkowanie, ale mniej się tym przejęła, niż ostatnio - i to uważam za sukces. Bo też nie widzę w niej, na razie, jakichś niezwykłych matematycznych talentów. Jest bystra i potrafi zaskoczyć rozumowaniem, ale to chyba nie jest ten (eu)geniusz, który pozwala olimpiady wygrywać. Choć może się mylę? Ale wcale mi na pomyłce nie zależy, niech się opatrzy z takim rozwiązywaniem zadań, niechże się ośmieli i obezna z nimi, na pewno będzie jej łatwiej. A wygrywanie olimpiad, choć pewnie miłe i satysfakcjonujące, nie jest żadnym moim celem.
Lżej też do ćwiczeń podchodzimy. Pewnie z braku czasu i energii na energiczne angażowanie się w te ćwiczenia. A poza tym - ma nauczyciela, ja mogę tylko ją mobilizować do ćwiczeń, jak ma grać - niech nauczyciel jej mówi. Jutro ma popis, taki testujący, bo 14 grudnia egzamin. Byle miała z tego jakąkolwiek frajdę, a już będzie dobrze.
Iga zaś chodzi po mieście na imprezy, korzystając z faktu bycia przedszkolakiem przedszkola miejskiego. A to Hala Stulecia, a to Teatr, a to inne spotkania w mieście.
Dalej czyta - choć nie jest jej łatwo łączyć ze sobą literki. Ale walczy, z taką energią, o jaką jej nie podejrzewałam! I rysuje, ciągle coś rysuje, pisze, koloruje - dość późno, ale w końcu się jej włączyło.
Ninę wchłonęła książka, może w końcu ruszy z tym czytaniem? Do tego stopnia ją zassało, że czytała nawet rano, jadąc autem! I wieczorem wczoraj się zaczytywała. Nareszcie, chciałoby się rzec, pytanie, czy będzie ciąg dalszy po skończeniu tej książki (Marek Piegus).

A na koniec takie oto K. mi sprzedał:
Pyta Ninka ojca, czym jest etyka, bo niektóre dzieci w jej szkole chodzą na takie zajęcia.
No więc zapytany wyjaśnia, starając się w miarę prosto:
- To taka dziedzina filozofii, czyli nauki, polegającej głównie na myśleniu i wymyślaniu, a w etyce chodzi o nauczenie dzieci, co jest dobre a co złe. Że nie wolno kraść czy bić, kłamać i brzydko się odzywać. I na etyce dzieci właśnie tego się uczą.
Ninka chwilę pomyślała, bo jakoś nie mogła najwyraźniej tego zrozumieć, w końcu spytała:
- To one tego nie wiedzą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz