czwartek, 30 lipca 2015

ja, ameba



W zasadzie nie bardzo wiem, jak opisać stan mojego ducha obecnie.
Stan ciała jest oczywisty – jestem nienaturalnie powiększona w jednym miejscu i to powoduje szereg problemów logistycznych – kucnąć kucnę, ale wstać już ciężko, pochylenie się jest mocno problematyczne, leżenie na brzuchu jest niemożliwe a na plecach trudne, zmiana pozycji podczas leżenia bolesna. Poza tym problemów brak, nawet zgaga jakaś taka niemęcząca, a zapowiadała się przez moment trudna walka. Nie, na stan fizyczny narzekać nie mogę, bo te powyższe problemy w porównaniu z tym, co było z dziewczynami – to nie problemy.
Natomiast stan ducha…
Próbowałam opisać to małżonkowi - jako stan po trudnym egzaminie, do którego człowiek szykuje się miesiącami. Nie zna wyników, więc się o nie cholernie boi. Jest też wyzuty z energii, bo całą zużył na naukę i teraz nic go nie cieszy, nic nie interesuje, nic nie jest w stanie zająć na dłużej niż 3 minuty. Koncentracja jest na poziomie rybki akwariowej. No i do tego te ataki paniki, o wynik.
I właśnie jakoś tak się czuję. Nie wiem, kiedy akcja się zacznie i czy w ogóle się zacznie w terminie. Czy jeśli się zacznie to się skończy tak, jakbym chciała. Czy to będzie bezpieczne, bo przecież blizna… Trzyma ponoć, gruba jest i nie powinna sprawiać problemów, ale… Jak będzie naprawdę dowiem się po fakcie.
Nie mam siły i ochoty na nic. To, że się męczę, to oczywiste, ale ja nie mam nawet ochoty zacząć się męczyć a nawet robić rzeczy niemęczących. Miałam czytać, oglądać zaległe filmy, przeglądać zdjęcia, sprzedawać ciuchy po dziewczynach na allegro. Nie mam siły. Mentalnej. Po prostu po trzech minutach moja energia się kończy, muszę siąść, położyć się i pogapić w suit, bez żadnych refleksji.
Maile miałam pisać, bloga nadrobić, posprzątać miliard bałaganów w domu, zamiast tego – uciekam w swój NOTHING BOX i czekam…
Co jakiś czas nachodzi mnie napad paniki, a bo młody dawno się nie ruszał, a bo może ten ból to jednak nie jelita tylko blizna, a bo jak to będzie. Ale mija, a ja znowu się zawieszam.
Najgorszy stan umysłu, jaki znam. Nie pamiętam go z poprzednich ciąż, ale dałabym sobie ręce odciąć, że AŻ TAK nie było.
Pozostaje mieć nadzieję, że po porodzie lub niedługo po nim, jakikolwiek by nie był, wrócę do formy. W przeciwnym razie pozostanę na poziomie intelektualnym ameby, co może być pewną przeszkodą w powrocie do pracy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz