czwartek, 17 marca 2016

przedwiośnie

Trochę czuję, jakbyśmy lekko wychynęli na powierzchnię. Oddech można złapać, rozejrzeć się po okolicy, ale na pełne wynurzenie jeszcze należy poczekać. Mam na myśli stan naszego zdrowia, rodzinnego. Dzieci w zasadzie zdrowe, Kacper czasem kaszlnie, Iga znowu ma mokro pod nosem. K. z wirusikiem poradził sobie elegancko i z całego towarzystwa chyba ja jestem najmniej zdrowa, kaszląc i smarkając.
No więc czekam, aż poczuję się w pełni zdrowa, póki co testuję młodego na swoją nieobecność. Najpierw mój osobisty małżonek, teraz teściowa opiekują się smarkaczem a ja realizuję fuchę. To zaledwie kilka godzin, problemem nie jest to, że mnie nie ma, chodzi wyłącznie o jedzenie. Młody bowiem konsekwentnie odmawia współpracy z miseczkami, łyżeczkami, buteleczkami i innymi utensyliami, a przede wszystkim z ich zawartością. Głowę odwraca, buzię zaciska w ciup i całym sobą pokazuje, co myśli o obcym jedzeniu.
Jesteśmy więc do siebie mocno przywiązani moją częścią ciała.
Oczywiście, nie ustaję w wysiłkach, żeby jadł coś, cokolwiek. Wieczorami dostaje kaszkę – łyżeczka kaszki i smoczek w dziub, wtedy jest szansa, że coś połknie. W ciągu dnia zaś zupka, jarzynowa, coś na marchwi – wciskamy w buziaka. A w dłoń chrupek kukurydziany, żeby choć w ten sposób nasycić gada obcym jedzeniem.
W końcu zacznie jeść…
Choć pewnie łatwiej byłoby Kacprowi, gdyby miał choć jeden ząbek. A tu plaża w gębuli.
Do karmienia go rwą się dziewczyny, ale dopóki smyk bardziej nie je niż je to szans w takim wsparciu nie widzę.
Poza tym nasz dom zmienia się powoli w arkę, woda stoi wokół, bo nasza cudowna glina nie pozwala wodzie wsiąknąć. Niedługo zamienimy auto na łódkę i zaczniemy hodować kaczki.
Ninkę nauczycielka skomplementowała, że ponoć bardzo ładnie sobie radzi i taka mądra jest. I tylko nie pozwoliła jej wziąć udziału w konkursie recytatorskim, bo się spóźniła z wierszem - nie nauczyła się go na czas. Ukarała więc rodziców za to, że zbyt długo wiersza dla dziecka szukali, odgrywając się na dziecku – bo Ninka bardzo to mocno przeżyła. Co ciekawe, z maili od nauczycielki wynikało, że jest jeszcze czas i wystarczy tylko tytuł wiersza podać a na nauczenie się go przyjdzie jeszcze pora. Najwyraźniej maile sobie a życie sobie.

Iga, o dziwo, bez większych protestów i oporów ponownie pojawiła się w przedszkolu, nie marudzi co dzień, że nie chce iść. Może wreszcie zaczyna się tam czuć dobrze, może jakieś przyjaźnie powoli nawiązuje? Ciężko powiedzieć, bo standardową odpowiedzią na pytanie jak było w przedszkolu jest „fajnie”. 
Byle do wiosny, cokolwiek przyniesie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz