czwartek, 9 sierpnia 2018

rogate wspomnienie

Kiedy byliśmy w Gdańsku, w marcu, o czym jeszcze przed hibernacją bloga zdołałam napisać, napotkaliśmy na stworzenie urocze i pokraczne jednocześnie.


Nina uznała, że wygląda jak latający kot, zostało więc mianowane kot-lecikiem, bo płynąc tak jakby leciał. A do tego ochrzczone Haroldem.
Nikt z nas nie miał pojęcia, co to za stwór, czemu ma plamki i ryjek dmuchająco-wciągający, ale ubawił nas setnie.
I dzisiaj dzwoni do mnie moje dziecko i relacjonuje:
- Mamo, pamiętasz Kotlecika Harolda? Bo byliśmy dzisiaj w oceanarium i tam był jego brat. I to jest kostera rogata, nie ma łusek tylko takie sześciokąty i jest jadowity!

Ustaliłyśmy, że poszukamy miejsca na akwarium dla Kotlecika. Po czym Nina wróciła do swoich zajęć wyjazdowych z dziadkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz