piątek, 22 kwietnia 2016

tako się potoczyło

Na kilka dni przed ósmą miesięcznicą sypnął Kacper zębem. Jednym, jedynym. Nie złotym, niestety, choć jak będzie mnie nim dalej tak gryźć to mu zęba wybiję i wstawię sztucznego. Może i będzie jakiegoś koloru, kto wie?
Poza opóźnieniem zębowym jest młody także opóźniony w jedzeniu. Wszelkie pokarmy, które nie mają konsystencji papki powodują u niego odruch wymiotny, a czasem nie tylko odruch. Co ciekawe, kiedy chwyta w łapki "tygryski", czyli kukurydziane chrupki czy ryżowe wafelki, potrafi je pomemłać, rozślinić i pożreć. Ale takie już kluseczki - gwarantowany paw.
No i kolejne wyzwanie - nauczmy się jeść!
Niebawem zapewne rozpocznę gotowanie dla dziecka a następnie rozgniatanie, bardzo jestem ciekawa jego wrażeń.
Na razie dalej Kacper najchętniej jadłby mnie, co nocami robi często i chętnie. Wrrr.... Rytm się taki gdzieś ustalił, że koło 19 gad dostaje kaszkę, często na moim mleku. Po kąpieli jeszcze go dopycham mlekiem, on nie odmawia i zaczyna się odliczanie - ile dzisiaj prześpi? Z reguły udaje się tak do 23-24, ale bywa i do 22. Potem, kiedy się kładę, z reguły znowu życzy sobie dokładki, więc jeśli idę spać ok. 0.30 to koleś je co godzinę. A co, na panisko trafiło! Potem już ładniutko i równiutko - co 3 godziny. Rankiem o 7 lub 8 śniadanko mleczne i wstajemy z radością powitać nowy dzień...
Koło 10-11 Kacper je owoce w ramach drugiego śniadania. Lub nie je, trudno przewidzieć. Ostatnio raczej nie je, na pewno nie w całości. Potem koło 14 zupka z czymś. Czyli z mięsem, rybką lub jajkiem - póki co ze słoiczka. Czasem znajdzie posiłek uznanie a czasem wróci. Jak dziś po kluskach. I dwa dni temu też, nie wiem po czym, nie ja gościa futrowałam.
A potem o 17 karmienie, w ramach podwieczorku.
Co do drzemek to nadal ciężko stwierdzić, jakie Kacper ma pory snu. Potrafi po godzinnej drzemce. od 14.20 do 20.00 nie spać ani chwili, potrafi kimnąć się w aucie podczas przejażdżki do miasta, na 10 minut i po godzinie znów być sennym. Nie ma, niestety, reguł i stałych pór a wszystko przez tryb życia - ciągle jeździmy tam i nazad z tymi bździągwami i trudno wypracować sobie jakąś rutynę. Niedobrze, wiem.
Nie wiem zaś, co powoduje, że waga mu z lekka stanęła. Niewiele ponad 8 kg i koniec. Nie mogę powiedzieć, że jest chudy, jest w sam raz, co do zasady zjada ładnie, jedynie te ostatnie dni to pewien kłopot (oczywiście - wszystkiemu winne zęby), ilość mojego karmienia jest naprawdę spora a i obcego żarcia je dużo. Może za dużo się rusza?
Co do ruszania - zaczął się Kacper przemieszczać, załapał nareszcie. Czołga się na razie jak na łysego rekruta przystało. Jeszcze niepewnie, nie koordynuje dupki z rączkami, czasem machnie obiema rączkami do przodu, czasem dupkę podniesie i chciałby jakoś ten fakt wykorzystać, ale nie bardzo wie jak. No ale się przemieszcza. Sprawa jest świeża, bo jeszcze parę dni temu, na swoim kocyku, potrafił przemierzyć może metr, na łóżku - z półtora, i to po długich namowach. Dziś zaś wystartował do kręcącego się bączka i od razu pół domu wyfroterował. Póki co nie załapał, że dzięki mobilności może dotrzeć i poeksplorować każdy zakamarek domu i oby załapał jak najpóźniej.
Co ciekawe, ze swojej pozycji czołgisty za Chiny Ludowe nie potrafi przejść do siadu prostego i w drugą stronę też, za cholerę. Włącza wtedy syrenę i tak długo krzyczy, aż ktoś mu pomoże. Nie ma w nim duszy zdobywcy i natury wojownika.
Taka kluska z niego. Najchętniej to nosić albo, ewentualnie, podtrzymywać pod paszki, żeby mógł symulować przemieszczanie się. Robi wtedy buźką takie śmieszne cóś, jakby mlaskał i ogólnie jest zabawny.
Kiedy jest głodny - daje radę dopóty, dopóki mnie nie ma na horyzoncie. Jak tylko się pojawię albo usłyszy mój głos - płacz, tragedia, katastrofa. Wiadomo, bufet w pobliżu. Kiedy jest najedzony nie jestem mu tak bardzo potrzebna, choć na mój widok cieszy się przeuroczo.
Ale i tak najbardziej cieszy się na widok sióstr. Śmieje się tak, jak to dzieci, wsobnie. Rechot wsteczny. Albo normalnie chichra.
I jest po prostu cygańskim dzieckiem. Nie ma oporów przed nikim obcym - wzięty na ręce obserwuje chwilę, znam nie znam, po czym, po zaakceptowaniu facjaty delikwenta, uśmiecha się szeroko i odwraca celem obserwacji świata.
Bo obserwować uwielbia. Lampka, która robi pstryk, w aucie, w pokoju - rewelacja! Obraz z kwiatami. Ptaszki za oknem. Jadące auto, autobus, tramwaj. Ludzie. Oj, no, wszystko!
Jednak swoje obserwacje zostawia dla siebie, refleksji żadnych nie ma na ten temat. Dadada... Ajajajaj. Baba. Reaguje na BUM BUM - wali wtedy z uciechą łapką w powierzchnię przed sobą. I rączkami z zaciśniętymi paluszkami udaje, że bije brawo, ale do tego nie potrzebuje komendy BRAWO, po prostu wali co sił.
I dalej uwielbia, żeby mu śpiewać. O czym regularnie zapominam, bo ani śpiewać nie lubię, ani nie potrafię. Ale jak sobie przypomnę i pojadę z jakimś głodnym kawałkiem, to uśmiecha się szeroko, meloman jeden.
I już tak nie protestuje w aucie. Nie, nie zmieniam postanowienia - nici z prawka.

No. Fajna z niego kluska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz