poniedziałek, 25 kwietnia 2016

auta się psują, rodzice kochają

Padło nam auto, zapasowe. Wspomnienie auta, w zasadzie, taka zielona katastrofa ekologiczna. Nie wiem, czy nie jest pełnoletnie i samo nie mogłoby się przemieszczać.
Padł akumulator. Wprawdzie memu mężu wierciłam dziurę w brzuchu – weź chłopie i go podładuj – ale od mistrza ceremonii słyszałam, że to nic nie da, bo akumulator padł. No jak nie da to nie da, ja się wtrącać nie będę.
W końcu przyszła wiosna, czas zmian i działania. Mąż postanowił, wspomożony finansowo przez mojego Tatę, wymienić akumulator. Poszedł w nieznanym mi celu do sąsiada, wrócił dziwnie późno i zadowolony z siebie oznajmił, że auto jeździ. W sensie – udało się akumulator reaktywować, auto odpaliło na kable od auta drugiego i teraz się ładuje na prostowniku.
Mogłabym powiedzieć „a nie mówiłam”, ale nie powiedziałam. Ale warto pamiętać, że mogłam.
Autko zapasowe się naładowało, zawiozło mnie do celu, lekko rzężąc i charcząc, ale jednak. Kiedy jednak postanowiłam wrócić – odmówiło współpracy.
Jak rasowa blondyna, zamiast zabrać się za rozkminianie problemu, chwyciłam za telefon i zadzwoniłam po małżonka. Mąż przybył, pogmerał przy akumulatorze, a raczej przy klemach, i autko znów ożyło. Oczywiście, oberwało się mi, że nie próbowałam sama go ożywić, pogmerać i przykręcić, co zbyłam śmiechem.
Kiedy mąż wyruszył w drogę do domu po uratowaniu mnie, autem głównym, wraz z odebraną ze szkoły Niną w środku, a ja telepałam się tym gruchotem, dostałam od męża MMS-a – a na nim zdjęcie tablicy rozdzielczej samochodu głównego naszego „USTERKA ELEKTRONIKI”. Ponieważ odczuwam pewien dyskomfort, kiedy muszę wydawać pieniądze na naprawę czegoś (ostatnio była to rura, położona pod naszym podjazdem, dokopanie się do niej oznaczało rozebranie podjazdu, wykopanie dziury półtora metra w głąb, naprawę rury i odtworzenie tego, co było przed awarią), napisałam mojemu mężowi dość lakoniczne „JA PIER…Ę”.
Chwilę później odebrałam telefon. Mąż, uchichrany, relacjonuje:
- Nina mnie spytała, co mama napisała, więc mówię, jej, że napisała…
Odetchnęłam, bo czasem mąż daje Nince telefon, żeby przeczytała lub odpisała tym razem jednak najwyraźniej nie dał.
- .. że jestem wspaniały, cudowny, niesamowity, przystojny i jest ze mną taka szczęśliwa, świata poza mną nie widzi.
Dobrze, że nie widział mojej miny. Naprawdę dobrze.
- Wyobraź sobie, co powiedziała Nina na to?
Odparłam, że nie mam pojęcia.
- Twoja córka powiedziała, że mama nigdy by tak nie napisała.


No. Sztama, córeczko, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz