wtorek, 23 lutego 2016

pińset-srińset

Osobiście jestem miłośniczką wersji, w której na to, co mam zapracuję. Nie zawsze się tak da, wsparcie moich kochanych rodziców pojawia się, nie tylko duchowe czy opiekuńcze, ale materialne właśnie, o którym ja teraz chciałabym właśnie tutaj ten teges - a jestem za nie bardzo wdzięczna. Ale to jest pieniążek rodzinny, że się tak wyrażę. Nie mam pełnego komfortu, kiedy otrzymuję takie wsparcie, jednak traktuję je trochę jak czułe objęcie ramieniem przez osoby, które kochają mnie najbardziej na świecie. Sama też będę tak robić, jeśli tylko będę miała taką możliwość. I wtedy opór topnieje...
Taki zaś pieniążek od Państwa jakoś dla mnie podejrzany jest. Myślę sobie, że on się jednak skądś bierze, a kapelusze podobno przestały prawidłowo funkcjonować. No i skąd ten pieniążek jest brany, no skąd? Kto zań zapłaci, wpłaci do budżetu jedną ścieżynką wąską, żeby zaś drugą mogło, wprost do oczekujących rodziców, wypłynąć?
No, jak to, ten pan zapłaci! I tamta pani i jeszcze tamta (o ile ktokolwiek pamięta tę jakże mądrą reklamę).
Ale czyżby aby?
Już podczas kryzysu finansowego bank mój, pracodawca i chlebodawca ukochany, wycinał, kogo mógł, pozbywał się balastu - słowem redukcję prowadził. Czy taki sympatyczny podatek odbankowy nie jest czymś zbliżonym do kryzysu? Dla banku zapewne. Czy obniżanie ratingu Polski nie zbliża nas do sytuacji kryzysowej? Czy wzrost zadłużenia, rychłe, zapewne, ponowne objęcie nas procedurą zwiększonego deficytu przez tą niedobrą Unię, zaciąganie przez państwo nasze kolejnych długów (obligacje.... no kiedyś trzeba je będzie spłacić) - to nie jest dramat?
I kogóż wycinać będzie mój dobroczyńca? Czy nie taką jedną, która poprzez ponad roczne wypadnięcie z rynku pracy straciła kontakt z rzeczywistością? Nie łatwiej tak?
A nawet jeśli nie. O premiach będzie można zapomnieć. Na lata! Podwyżki? Pffffff.... Cieszmy się, że pracę mamy!
A takie drobiazgi, jak wzrost kursu EURO, że to niby nie wpływa na poziom mojego zadowolenia z życia, mający źródło w zasobach mojego konta?
No i cóż. Cóż mi robić wypada, brać te pińset, czy jednak za Glińskim-Cenzorem naszym wielkim, który cenzuruje wyłącznie to, czego nie obejrzał - nie brać kasiory? Pozostawić ją tym, którzy jej NAPRAWDĘ potrzebują? Czyli, zapewne i częściowo, ale jednak, rodzinom skrzywionym wychowawczo, gdzie wódka leje się gęsto a pas służy do trzymania posłuchu? Albo i chociaż takim, którzy w dupie dzieciory mają, siano wezmą i sobie dogodzą.
Nie no, jasne, sama siebie usprawiedliwiam. Ale w zasadzie, patrząc na te moje brutto-netto, ile to te mądre głowy i cała administracja państwowa zjadają co miesiąc, nawet usprawiedliwiać się nie muszę. Choć odrobineczkę odzyskam z tego, co wpłacam co miesiąc do państwowej kasy.
No trudno, pieniądz będzie pozarodzinny, niezapracowany osobiście, wzgardzony, ale nie odpuszczę.
I nie czuję się kupiona. Oddam wszystko (ale bez odsetek), jeśli tylko pomysłodawcy i realizatorzy tej wspaniałej, cudownej i niezwykłej zmiany odejdą do lamusa polityki. Serio. Naprawdę wolę żyć w kraju przewidywalnym i stabilnym, gdzie prawo i wolności moje się szanuje aniżeli w demokraturze, kupionej za pińset.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz